Strony

sobota, 27 października 2012

Analizer S&P500, 10.2012

Wojciech Białek, którego blog najchętniej czytam (w szczególności komentarze inwestorów i traderów) podlinkował w ostatnim artykule jedne z moich wpisów z serii 'analizer'. To całkiem przydatne narzędzie dawno nie gościło na blogu, zatem nadrabiam zaległości.

Badany wykres: S&P500, głębokość 260 tygodni.






Od ponad roku nic się nie zmienia, program wskazuje wciąż te same analogie. Poza ostatnią (1973 rok) na armagedon na razie się nie zanosi. Większość analogii daje nam jeszcze nieco ponad rok hossy, pod co kupiłem akcje na GPW.

Przeprowadźmy teraz trochę bardziej ogólne "badania" - co się działo po 13-letnim okresie konsolidacji, z jakim mamy do czynienia obecnie.
S&P500, 52 kwartały:











Sporo analogii na wykresach, kto ma żyłkę badacza i wolny czas mógłby przestudiować podobieństwa w ówczesnych nastrojach, sytuacji politycznej, gospodarczej Stanów i świata.

czwartek, 25 października 2012

Masakra defensywy

Co tu dużo pisać:


Tepsa - co jakiś czas warto wejść pod 8-10%. Gdzieś przy 12zł biegną granice różnych kanałów. 1/12 daje 8.33%, czyli blisko przeciętnej retnowności dywidendy, kiedy spółka płaciła 1.50zł (pamiętam kiedyś miałem po 17.60, co dało przy div 1.50 ok. 8.5%) . Nas oczywiście interesuje skasowanie dywidendy przed jakąkolwiek wypłatą dywidendy, czyli kupić po 12, sprzedać po 13 i pa. A jak nie wpadnie, to poczekać na inną okazję.

PGE - do tej spółki czuję mały sentyment:


Są wyniki, prąd wciąż potrzebny, bardzo ładne równoległe kreski i kurs pod sma200, czyli jest do czego dociągać nawet w trendzie spadkowym. Pakiecik czeka na wsparciu, a jak to puści to się pakiet powiększy. Kupić tanio, gdy mocno spada, oddać drożej jak odbija i zapomnieć, aż znowu zacznie spadać.

piątek, 19 października 2012

Szybki rzut oka na rynek

Ostatnio bardzo mało piszę o giełdzie. Powód jest prosty - po doświadczeniach z poprzedniej bessy postanowiłem, że już nie będę się cieszył z urwania 10-30% na papierze, który odbija od dna, tylko czekał do osiągnięcia 100-300%. Obawiam się jednak, że skoro poprzedni dołek bessy dał okazje na 3-cyfrowe zarobki, to teraz będzie inaczej, bo wielu takich jak ja czeka na podwojenie kapitału.

Rynek dobił do ważnego momentu. Spółki, które przemycałem od wakacji na bloga zarobiły te 10-50% i trzeba podjąć decyzję co dalej. Sprzedałem już Graala, bo TP miałem ustawiony na fibo61.8 od szczytu z 2010, co dawało mi blisko 50% zysku. Zabawnie było z Tesgasem, najpierw zbierałem go od 3.37 do 3.8x, żeby potem oddać wszystko kiedy spadał poniżej 3zł i ponownie zbierać do 4zł. Po ostatnim zejściu z 4.87 na 4.02 znowu przestaje mi się to podobać, ale ogólnie portfel puchnie, bo inne spółki rosną. Nieźle podskoczyła Agora, którą polecałem od 6.xx, Colian swoje zrobił od 1.8x. Załapałem się na trochę Monnari poniżej 1zł.

Podstawowe kryteria zakupów:
- nadpłynność finansowa i niskie zadłużenie,
- mocno niedoszacowane c/wk,
- spółka się nie stacza (lub jak w przypadku Agory jest tak mocno zredukowna, że korekta 38.2% spadku da zarobić 100%),
- pierwsza podstawowa korekta na fibo23.6 lub fibo38.2 da zarobić 100%,
- obiecujące formacje techniczne (Graal, Monnari).

No dobra - trochę tam się zarobiło, ale co dalej. WIG walczy na linii wielkiej bessy 2007-2012:


Na dziennym wygląda to krótkoterminowo jeszcze gorzej:


Zwiększony obrót pod oporem fibo61.8, aż się prosi o nawrotkę pod wybity kanał konsolidacji i test pamiętnej luki po ogłoszeniu QE3.

Spodziewam się zatem zejścia w dół (korekcyjna fala 2 hossy). "Normalnie" (czyli grając jak przez ostatnie lata) sprzedałbym akcje i zrealizował zyski. Tyle że kiedy tak robiłem, to nigdy już potem nie byłem w stanie wrócić na te spółki, a przecież niektóre dopiero startują ze wzrostami i w ciągu roku mają duże szanse zrobić te 100-200%.

Doświadczenia z minionego roku pokazują, że zabezpieczanie pozycji na kontraktach terminowych się słabo nadaje, bo indeksy potrafią latać w konsoli, a tymczasem reszta rynku się osuwa. Tracisz na akcjach małych spółek i tracisz na S-kach na WIG20.

Co do WIG20 to widzę takie 2 scenariusze na najbliższe tygodnie-miesiące:



Czyli albo korekta 1 fali hossy na fibo38.2 i SMA200 na 2265 (która może się zatrzymać na fibo23.6 i wybitej linii konsolidacji na ok. 2328), albo wybicie w górę na fibo61.8 na 2575.

Jest troche punktów do urwania, ale po pierwsze nie mam czasu na aktywną grę, po drugie jestem w stanie przetrzymać dalsze spadki  (analogia do bessy 2000-2003 daje jeszcze możliwość pół roku spadków/konsolidacji), a nawet chętnie dokupiłbym wtedy interesujące mnie akcje. W początkowej fazie hossy trzeba być inwestorem, a graczem pod koniec.

wtorek, 9 października 2012

Nobel dla Donalda

Donald Tusk powinien dostać nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii. Pamiętacie jak dekadę temu przekonywał, że obniżanie i upraszczanie podatków pobudza gospodarkę? Albo, że nadęta biurokracja hamuje rozwój, a ludzie uciekają z krajów 'socjalnych' (tam gdzie się płaci wysokie podatki) do 'liberalnych' (tam gdzie jest praca).

Niestety te idee nie docierały do wychowanych w komunizmie Polaków, którzy pragnęli opieki państwowej i domiaru dla bogaczy. Dlatego Donald wymyślił makiaweliczny plan: udowodni Polakom bezpośrednimi działaniami, że ma rację. Nie ma sensu mowami przekonywać niedowiarków, że pracą ludzie się bogacą - niech odczują to na własnej skórze!

Jak pomyślał tak uczynił: zaczął podwyższać podatki, zatrudniać urzędników na ogromną skalę a służby mundurowe wykorzystywać do ściągania haraczu z autochtonów. Na efekty nie trzeba było długo czekać - jak podaje kolega z bloga wykresygiełdowe.bblog.pl wpływy z VAT i akcyz po podwyżce zaczęły spadać:



Niestety społeczeństwo nie docenia edukacyjnych wysiłków premiera. Nadal w narodzie pokutuje metnalność homo sovieticus. Dlatego Donald postanowił sięgnąć po mocniejsze środki - ludzie muszą wylecieć na bruk, żeby zrozumieć, że w socjaliźmie bananowym nie da się żyć. Dopóki pracują nic nie rozumieją - nawet podwyżki podatków i policyjne fotoradary są w stanie jakoś przetrawić.

Premier postanowił zatem ukrócić śmieciowe umowy zlecenie i o dzieło z których żyją miliony Polaków. Jak donosi onet.pl będzie to jeden z filarów drugiego expose. Nareszcie! - chciałoby się powiedzieć i dodać - dlaczego tak późno? Ile lat dorabianie i prywatna inicjatywa musiała kłuć Polaków w oczy, żeby premier dostrzegł, że to nie fair wobec milionów usłużnie czekających co państwo da? Teraz się przekonają cwaniaczki dorabiające po domach co znaczy tradycyjna polska bida.

Myślę, że po takim 8-letnim eksperymencie wdrażania wszystkich absurdów socjalizmu Naród wreszcie zrozumie, że to droga donikąd. Jeśli jednak Naród będzie wyjątkowo oporny i nawet pomimo podkręcania bezrobocia pozostanie w wierze w wysokie podatki, biurokrację i państwowe etaty, zostanie tylko jedno rozwiązanie: zamknięcie granic Najjaśniejszej Rzeczpospolitej. Tak tak drodzy Czytelnicy: już władza wie co kombinują spekulanci. Wyjadą zarabiać na Zachód, albo przerejestrują firmy do innych krajów, gdzie można legalnie zarabiać na pracy. Jestem jednak przekonany, że i na takich kułaków Premier znajdzie sposób.

Przyznam, że targały mną różne refleksje na temat systemów ekonomiczno-społecznych, jednak Donald Tusk pokazał mi dobitnie, że droga do dobrobytu jest tylko jedna. W dodatku uczynił to w sposób błyskotliwy poprzez dowód nie wprost marnując potencjał wielkiego wyżowego pokolenia lat 80-tych. I za to właśnie należy mu się Nobel.

Można? Można!

piątek, 5 października 2012

Jajko czy kura

Nie pisałem dawno o przebudzeniu i podobnych klimatach, więc podzielę się ostatnimi spostrzeżeniami. W sferze koncepcji, nowych idei przeczytałem tak dużo, że raczej ciężko coś nowego trafić. Jeśli zaś chodzi o praktykę pozostaję na etapie ćwiczeń podstawowych.

Przypomnę podstawowe ćwiczenie: staraj się w każdym momencie uzyskać świadomość chwili obecnej. Zainteresowanych odsyłam do filmików E. Tolle i A. de Mello na Youtube. Najczęściej korzystam z tego ćwiczenia, gdy czuję się źle. Sposób jest prosty:
- czujesz się źle - uświadamiasz sobie, że jest coś nie tak,
- lokalizujesz źródło - myślisz o czymś złym, obawiasz się czegoś, skupiasz uwagę na zagrożeniach,
- przestajesz identyfikować się z myślami - uwaga przesuwa się do 'obserwatora' - patrzysz jak myśli płyną, nie walczysz z nimi poprzez kontrmyśli 'pozytywne', ani nie podtrzymujesz złych myśli, które domagają się kontynuacji,
- po chwili 'złe' myśli odpływają, a nieprzyjemne stany w ciele znikają.

Parę dni temu jednak metoda zawiodła. Nieprzyjemne myśli wracały i drążyły głowę, a stres przenikał ciało. I nagle - pach! Olśnienie. To nie myśli powodowały stres - to stres wynikający z przemęczenia sprawiał, że uwaga została skierowana na myśli, które się w takich momentach najczęściej pojawiają. Czujecie to? Sprzężenie zwrotne - czasem myśli o zagrożeniach generują stres, by organizm przygotował się do walki. Jednak innym razem organizm jest zmęczony i wydzielają się różne hormony. Ponieważ pracuję umysłowo musiało dojść do jakiejś mieszanki, która powodowała stany pulsującego stresu. Za każdym razem gdy ten stres się pojawiał, nieświadomie koncentrowałem się na myślach, jakie zostały skojarzone ze stresem - zagrożenia w biznesie, relacjach z ludźmi.

Nie wystarczało obserwowanie jak myśli znikają, bo nieprzyjemny stan przemęczonego organizmu pozostawał - trzeba było po prostu odpocząć. Nie lubimy słuchać sygnałów z ciała - idziemy po kolejną kawę, popijamy piwko lub napój energetyzujący, które rozładowują nieprzyjemny stan i dzięki temu znikają nieprzyjemne myśli. Jednak ciało nie wypoczywa i potem źle śpimy, stresy wracają, a organizm po dłuższej kuracji wspomagaczami popada w apatię, poczucie pustki i bezsensu.

Bardzo się cieszę, że to dostrzegłem. Niepoddanie się myślom nie wystarczy. Czasem warto się położyć, zdrzemnąć, zjeść świeży owoc, wybiegać zmęczenie psychiczne, a nieprzyjemne myśli same znikają - pojawiają się myśli skojarzone ze stanem relaksacji organizmu.

Zerknijmy wgłąb siebie, jakie myśli nam towarzyszą:

1) stan naturalny - nic nie boli, jesteśmy odżywieni, zapominamy że mamy ciało; na nasze nastroje i humory wpływa otoczenie i własne myśli; jeśli rozmawiamy z kimś pozytywnym, czujemy się dobrze, gdy oglądamy wiadomości, stresujemy się polityką lub śmiejemy z zabawnej anegdotki; jeśli odpływamy w myśli zazwyczaj się nudzimy; stan ma tendencję do utrzymywania się, a że nie jest szczególnie emocjonujący, szukamy okazji do wejścia w stan przyjemności:

2) stan przyjemności - czujemy się dobrze; niektórzy podekscytowani, w euforii, inni w zadumie; można go wywołać w sposób:
 2.1) sztuczny, który szybko przemija i nawarstwiany rodzi nieprzyjemne konsekwencje np.:
 - palenie, picie, jedzenie smakołyków,
 - uniknięcie sytuacji stresogennej, ucieczka w rozrywkę.
 Jest  to bardziej stan ulgi, ucieczki od nieprzyjemności.
 2.2 ) naturalny, np.:
 - bliskość z kochaną osobą, okazywanie i przyjmowanie miłości,
 - wejście na szczyt góry, bieganie, zabawa na łonie przyrody.
Oświeceni mistrzowie żyją w takim stanie większość czasu, bo nie są do niczego przywiązani - nie boją się utraty, śmierci, nie pożądają bezpieczeństwa, luksusu, poklasku i osiągania sukcesów. Akceptują rzeczywistość taką jaka jest, więc cieszą się życiem.

3) stan nieprzyjemny - czujemy się źle i zazwyczaj kojarzymy z tym jakieś myśli; czasem te myśli są prawdziwe (np. czuję się bardzo źle, gdy nieszczęście dotyka bliskiej osoby), ale zazwyczaj są FAŁSZYWE; to brzmi absurdalnie, jednak gdy się martwimy, to zwyczajnie podążamy za pierwszą lepszą negatywną myślą, która pojawia się przy okazji choroby lub zmęczenia organizmu.

Rozpatrzmy pierwszy przypadek - nieszczęście bliskiej osoby. Ktoś bliski, o kim zazwyczaj nie myślisz, bo bycie z nim jest tak naturalne jak powietrze nagle dostaje zawału. Pojawia się realne poczucie utraty, zaczynasz się bać. Przeżywasz jakiś nieprzyjemny stan wewnątrz organizmu, z którym kojarzy się myśl o utracie tej osoby. Od teraz może się zdarzyć, że ilekroć taki stan zostanie wywołany przez inne wydarzenie, pomyślisz o tej osobie. Co gorsza, gdy będziesz w stanie normalnym i pomyślisz o tej osobie, może pojawiać się ten nieprzyjemny stan, a ty możesz zacząć wpadać w kołowrót zamartwiania. Przypadek z realnej sytuacji przechodzi do poziomu iluzorycznych lęków.

Ponieważ starzejemy się, ciało słabnie, umierają nasi bliscy, nasze wspomnienia i wreszcie my sami, stan nieprzyjemny ma tendencję do wygrywania. Z drugiej strony niektórzy starsi ludzie są szczęśliwsi niż za młodu - odpuścili sobie, nie muszą się spinać o byt, bo mają emeryturę. Porzucili ambicje, które miały przynieść poklask, a z perspektywy czasu są mżonkami. Nawet jeśli coś osiągnęli i byli z tego dumni, i tak nikt poza nimi już nie pamięta. Zamiast cierpieć z tego powodu uprawiają marchewkę w ogródku i cieszą się z darowanego im czasu.

Tyle pisania do prostych konkluzji:
- w zdrowym ciele zdrowy duch,
- zdrowy duch ożywi chore ciało :)