Dawno temu niejaki Budda doznał oświecenia i zainicjował nową drogę życia, dostępną garstce ludzkości. Jego nauki rozprzestrzeniały się w Dalekowschodniej Azji a adepci buddyzmu czy Zen praktykowali przez dziesiątki lat, by na starość doznać wreszcie tego stanu, pocieszyć się chwilę na emeryturce w klasztorze i odejść z uśmiechem na twarzy.
I tak sobie to trwało przez tysiące lat, aż pewnego razu powstał kraj zwany USA, w którym każdy może szybko osiągnąć wielki sukces. Amerykanie we wszystkim są najlepsi, budują największe samochody i zdobywają najwięcej medali na olimpiadach. Nie jest zatem niespodzianką, że i z oświeceniem poradzili sobie błyskawicznie..
Kiedyś zarejestrowałem się w wydawnictwie Złote Myśli, żeby zobaczyć jakiegoś darmowego ebooka. Nie pamiętam o czym był, wiem że nie zdecydowałem się, żeby kupić od nich cokolwiek. Przez bodajże 3 lata przysyłali mi regularnie reklamy, które kasowałem z automatu. Aż w poniedziałek przypadkowo przeczytałem pare pierwszych wersów. Nie wiem czemu, zaciekawił mnie tekst. Kliknąłem w link do darmowych pierwszych 49 stron książki "Trening Est".
Przyznam, że od razu mnie wciągnęło. Siedzę od 2 lat w tematach związanych z ego, oświeceniem, pisałem o tym na blogu nie raz. Cały starter przeczytałem z marszu i musiałem zobaczyć co dalej - wszedłem zatem na stronę Złotych Mysli. Ebook za ok. 20zł, książka papierowa z ebookiem za ok. 40. Hmm, jak już mam płacić, to chę mieć coś namacalnego ;) Patrzę na allegro - o tam sprzedawcy z programów partnerskich sprzedają książkę po 30zł :) No to do wora. Jeszcze tego samego dnia dostałem link do pełnej wersji ebooka.
Dlaczego tak mnie pochłonęła lektura? Bo te skurczybyki z hameryki naprawdę wiedzą co i jak. Trening est jest masakrycznie skuteczny, to co mnisi osiągają po 30 latach w klasztorze, daje niektórym po 4 tygodniach. Choć nic nie zastąpi prawdziwego przeżycia, fabularyzowana lektura z takiego treningu była dla mnie niezwykle sugestywna. Przeżyłem to co ci ludzie, wreszcie pojąłem, czym jest to mityczne oświecenie. Że właściwie wysławiałem je nie raz, a jednak nigdy nie uświadomiłem sobie tego, bo miałem je w umyśle jedynie jako koncept, w który wierzyłem.
Od zeszłego tygodnia jestem na jakimś wewnętrznym "haju". Biegam, nie chce mi się jeść, nie mam żadnych problemów. Jestem całkowicie spełnionym i szczęśliwym człowiekiem. To nie wzięło się tylko dzięki tej książce. W zeszłe wakacje opisywałem pierwsze doświadczenia z praktyką przebudzenia. Potem nastąpił długi okres oglądania filmów z Mistrzami takimi jak Tolle czy Mooji (polecam je na podlinkowanym blogu mojajoga.wordpress.com). Przez wiele miesięcy budowała się baza pod "oświecenie". Trening est stał się katalizatorem.
Nie chodzi o to, że przeżywam jakiś odmienny stan świadomości. Wręcz przeciwnie - wszystko jest normalnie. Ale nie towarzyszy temu już opór przeciwko rzeczywistości. Potrzebowalem zdobyć wiele wiedzy, by osiągnąć kres wędrówki i wreszcie zacząć żyć. Bez wykładów oświeconych inaczej bym odebrał treść książki. Rzeczy, które burzą naszą uwarunkowaną osobowość trudno odczytać jeśli się nie rozumie słów zapisanych np. w Biblii:
"nie sądźcie a nie będziecie sądzeni". Nasz umysł wszystko ocenia, porównuje, choć to pozwala przeżyć w świecie, utrudnia zrozumienie prawdziwego sensu przekazu.
Także w Biblii znajdziemy cytat "Jestem, który Jestem", tak się przedstawia Bóg Mojżeszowi. Odsuńmy na chwilę słowa Bóg i Mojżesz, które u każdego z nas wzbudzają jakieś tam uwarunkowane odruchy (ktoś np. ma przed oczami starca z brodą, którego się boi, bo trzepał kapucyna, inny rzutuje na to słowo niechęć do kościoła a jeszcze inny cieszy się, bo utożsamił z tym słowem jakiś wewnętrzny stan euforii i samo wspomnienie jest dla niego radosne). "Jestem, który jestem" jest wielkim finałem treningu est, wyrażonym też słowami Buddy, które jakoś tak idą: "robię to co robię, bo to robię" :) O co chodzi? Nie robię czegoś jako skutek innych działań (ja jestem skutkiem zewnętrznych przyczyn), tylko je robię, bo robię. I tyle :)
Wiele godzin przesłuchałem łącznie wykładów E. Tolle'a, by mówić "tak" życiu i choć w to wierzyłem, to nie wiedziałem. A wiara to właśnie domena umysłu. Wierzę w coś tam != wiem, że coś tam jest. Kiedy wiem, to już nie wierzę.
Nie będę się rozpisywał, wszystko co ważne jest w książce i mimo wszystko uważam (jak i autorzy), że książka nie zastąpi prawdziwego przeżycia. Ja się wybudzałem przez ok. 3 lata, zaczynałem od Przebudzenia de Mello, potem dłuższa przerwa, znowu lektury blogów, filmiki, książki. Żeby czytelnik wyniósł coś przydatnego z tego wpisu przedstawię kilka najistotniejszych z mojego punktu widzenia rzeczy:
1. Nasz organizm serwuje nam wiele stanów; niektóre są przyjemne, inne przykre. Te stany są wywoływane zewnętrznymi (pozornie) zdarzeniami i wewnętrznymi. W rzeczywistości zawsze sygnały aktywujące dany stan płyną z wewnątrz, poprzez umysł, który nadaje znaczenie temu co postrzega zmysłami lub temu co wymyślił. Weźmy taki lęk - może dotrzeć dzięki zmysłowi wzroku, gdy widzimy agresywnego psa i umysł buduje scenariusz zagrożenia, ale w praktyce 90% lęku jaki do nas dociera generują myśli - obawa przed przyszłością, samotnością, opuszczeniem, utratą, śmiercią, brakiem pieniędzy, nuda itd.
Generujemy scenariusze, które utrzymują organizm w stanie lęku czy stresu. Co robi 99% ludzi, gdy przeżywa nieprzyjemny stan (zauważmy, że ten sam stan może być wywołany przez wiele zupełnie niezależnych bodźców)? Próbuje jednej z dwóch dróg:
- zaprzecza (próbujemy go zagłuszyć, pokonać)
- podtrzymuje (czytałem badania naukowe, wg których okazało się, że człowiek smutny często dążdy do pogrążania się w smutku - pije, rozczula się, "szuka dna").
Podobnie jest z myślami - męczy nas jakaś myśl. Albo próbujemy ją odsunąć, znaleźć "rozwiązanie", albo wciąż ją przywołujemy i trwożymy się nią.
Czy potrafisz znaleźć inne wyjście?
Rozwiązanie znalazł Budda, a po nim Jezus (kimkolwiek obaj byli, jeśli byli :D, niewątpliwie jednak Ewangelie zawierają nauki o oświeceniu). Po prostu nic nie rób :) Pojawił się stres? Skieruj na niego uwagę - czuj swoje ciało, skup na nim uwagę. Pojawiają się myśli? Obserwuj je. Nie jesteś tymi myślami. Nie szukaj rozwiązania, nie walcz - poddaj się i obserwuj. Nie zdążysz się skapnąć, kiedy przykre uczucie traci swoją moc, wścibska myśl odchodzi sama.
O już po północy, to dokończę innym razem :)
CDN.
Bardzo ciekawy wpis. Szkoda, że późna godzina nie pozwoliła Ci napisać czegoś więcej i więcej. Wiem, że nie potrzebujesz bodźców z zewnątrz, aby napisać więcej o swoich przemyśleniach, ale wiedz, że są tacy, którzy czekają na kontynuację! :)
OdpowiedzUsuńUdanej niedzieli!
Tom
Witaj,
OdpowiedzUsuńTo samo znajdziesz w "Way of the peaceful warrior" - tylko że w wydaniu fabularnym. Wszystko sprowadza się do radzenia sobie z lękiem. Ego karmi się lękiem, i właśnie Ego jest największym wrogiem jednostki.
Co do tradingu, to jest super książka "Trading in the zone" - polecam. Koleś w fajny sposób opisuje jak szufladkujemy zdarzenia i jak na siłę szukamy podobieństw do czegokolwiek z przeszłości, zamiast zaakceptować sytuację taką jaka ona jest.
Pozdr
Pablo
Z tym kapucynem to głupio Ci wyszło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Pablo dlaczego zaprzestałeś swoich analiz na temat giełd i rynku walutowego?ivy
OdpowiedzUsuńNiejaki Lucyfer doznał oświecenia, dlatego nazywa się go niosącym światło.
OdpowiedzUsuńDroga którą idziesz jest powierzchowna i egoistyczna, tak jak egoistyczne są religie dalekiego wschodu: ja, tu i teraz. Słowa Jezusa są dużo głębsze i trudniejsze do stosowania niż egoistyczne filozofie Buddy i jemu podobnych.
Ciekawe, że ludzie chętniej poznają obce kultury i religie niż własną.
"Ciekawe, że ludzie chętniej poznają obce kultury i religie niż własną." ???
UsuńWłasna religia ?? Własna czyli słowiańska tradycja czy może mówisz o tej żydowskiej historii z żydowskim mesjaszem w tle i ziemą obiecaną gdzieś na wschodzie o którą pewnie również i ty walczysz jak w biblii przykazano... biblii czyli książce de facto napisanej na wschodzie :D
Brawo Harnaś, Twoja logika osiągneła właśnie poziom kosmiczny, niedostepny dla takich egoitycznych maluczkich kombinatorów jak my. :D
Witam,
OdpowiedzUsuńDziękuję za wszystkie komentarze, także ten o kapucynie, są bardzo cenne :)
@Harnaś
Oświecenie w rozumieniu zachodnim to coś zupełnie innego, niż dalekowschodnie oświecenie. Filozofia satanistyczna jest na wskroś materialistyczna i racjonalna, to oczym piszę stoi na drugim biegunie.
Ty pojmujesz, że "moja" droga jest powierzchowna i egoistyczna, bo takie są religie Dalekiego Wschodu. To Twoje osobiste doświadczenie, czy tak przeczytałeś? Po owocach poznamy jakość tej drogi.
Ponadto ja nie twierdzę, że podążam drogą dalekowschodnich religii. Nawet jej nie znam. Czerpię z nauk współczesnych Mistrzów: Tolle, Mooji, niedawno zmarłych: de Mello, Osho.
A także wielu blogerów, którzy dzielą się z innymi swoim duchowym bogactwem. I wiesz co zauważyłem? W żadnym wypadku nie są to ludzie powierzchowni i egoistyczni. Niosą innym otuchę, zrozumienie, nie kłamią i szczerze opisują wewnętrzne rozterki. Na pewno nie znajdziesz u nich pustki, hedonizmu, autodestrukcji, pretensji do świata. Ponieważ to są domeny "ego" (nie lubię nadużywać tego słowa, bo jak w przypadku "oświecenia" i tak każdy rozumie coś innego).
Z przebudzeniem wiąże się wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Przyswojenie go jako ideologii, czyli poprzez rozum i stanie się wyznawcą to jest dalsze uśpienie i wtedy nie różni się od innych religii.
Hm. Mam niesamowite odczucie po przeczytaniu Twojeg tekstu. Chodzi o to, że ja także parę lat temu zaczynałem od de Mello, który mnie zmienił, bo nazwał to co ja jedynie niejasno podejrzewałem. Potem była masa samodzielnych poszukiwań, odkryć, dążenie do prawdy, wszechrozwoju, wolności itp. Myślę, że wiesz o co chodzi. Ego, strach - chyba mógłbym się doktoryzować :-) Parę miesięcy temu rzuciłem pracę w korpo, zacząłem inwestować, zacząłem od początku de facto. Te wybory stały się dla mnie w jakiś sposób naturalne. Chyba w styczniu tego roku trafiłem na Podtwórcę i odkryłem wiele znajomych mi motywów. To niesamowite i dobre widzieć te podobieństwa. Pazekonuję się, że ludzi idących takimi ścieżkami jest więcej niż myślałem. I chyba nie jest to tylko i wyłącznie kwestia przeczytania tych samych książek :-)
OdpowiedzUsuńTeż czekam na c.d. i pozdrawiam.
mcfly
http://www.youtube.com/watch?v=BBxjPCuxrlQ
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=HEIcUqgxpVo
http://www.proroctwa.com/
http://www.zbawienie.com/
Wierzący
Nie twierdzę, że jesteś egoistą, na szczęście się chyba zorientowałeś :)
OdpowiedzUsuńAle no właśnie, po owocach ich poznacie.
Mistrzowie, których wymieniasz pełnymi garściami czerpią z religii dalekowschodnich. np. De Mello przecież pochodził z Indii i za wikipedią: "W 1998 jego publikacje zostały skrytykowane przez Kongregację Nauki Wiary Kościoła katolickiego (na czele której stał kardynał Ratzinger, późniejszy papież) jako niedopuszczalne odejście od doktryny katolickiej w stronę religii Wschodu (buddyzmu, taoizmu) i panteizmu"
Buddyzm jest jedną z "lepszych", bardziej humanitarnych i przyjaznych dla bliźniego religii, ale chrześcijaństwo idzie dalej, bo nie zatrzymuje się na współczuciu tylko mówi o miłości bliźniego.
W buddyzmie w kwestii stosunków międzyludzkich na wiele więcej ponad współczucie liczyć nie można.
Straciłem złudzenia do tej religii (kiedyś myślałem, ze to bardziej filozofia) po spotkaniu z pewnym mistrzem diamentowej drogi.
@mcfly
OdpowiedzUsuńWielu ludzi poszukuje, bo życie we współczesnym świecie, w którym nadrzędną religią jest ekonomia i użyteczność wpędza ich w zbyt duże cierpienie. Internet daje możliwość dotarcia do największej bazy wiedzy w dziejach ludzkości.
Fajne są te linki od ostatniego anonimowego. Wywiad z byłym agentem KGB, oglądałem także jego wykład "jak zniszczyć państwo" - wszystkim polecam.
Musimy jednak popatrzeć szerzej na to co piszę:
- ja nie promuję żadnej ideologii, czy wschodniej filozofii!
- wręcz przeciwnie - uważam, że dopiero wtedy jest sens zwracanie się ku wnętrzu i prawdziwej istocie medytacji (której ten pan z wywiadu nie rozumie - dla niego to skupienie się na wyimaginowanym wnętrzu, dla mnie to bycie w kontakcie z rzeczywistością; co ciekawe jest to jeden z elementów szkolenia elitarnych komandosów), kiedy mamy szeroką wiedze o człowieku, systemach politycznych i gospodarczych.
Nic nie stoi dla mnie na przeszkodzie (może poza strachem), żeby np. wziąć broń i walczyć przeciwko sowieto-podobnym fanatykom. Był kiedyś taki cynik Diogenes, który mieszkał w beczce i miał wszystko w przysłowiowej dupie. A jednak gdy przyszło do wojny z Macedonią, poszedł w bój razem z Ateńczykami.
Były agent KGB uznaje tych poszukujących za pożytecznych idiotów. Mam tylko 2 wątpliwości - wywiad wygląda na lata 70-te/80-te, coś później ten profesjonalizm i siła KGBistów zaszwankowały, skoro ich imperium się rozpadło. A dziś istnieje wyłącznie dzięki drogim surowcom. Nowa rewolucja technologiczna i będą musieli znowu mordować swoich obywateli bankrutującego mocarstwa, żeby utrzymać się przy władzy.
Druga to długi termin - model sowiecki, nie ma szans na tryumf. Jest przykładem skrajnego materialnego podejścia, identyfikacji z ego i zupełnego braku poszanowania istoty człowieka. Myślę, że 90% tych pożytecznych idiotów stanęłoby do walki z nim mając świadomość czym jest. Tylko zaraz - ktoś im nie pokazuje prawdziwego oblicza agentów. Bo może wtedy baczniej zaczęliby się przyglądać systemowi, w którym sami egzystują. Ale o tym już pisałem nie raz (zniewolenie kredytowe, rządy bankierów, ucisk krajów 3 świata).
@Harnaś
OdpowiedzUsuńDla mnie cała ta otoczka mistyczno-filozoficzna buddyzmu jest obojętna, nawet nie wgłębiam się w nią. Jeśli mielibyśmy ocecniać religie (jako religię rozumiem przyjęcie systemu wierzeń na grunt społeczny, dlatego buddyzm to też w tym rozumieniu religia), to chrześcijaństwo jest najlepsze - bo wyznawcy tej religii zdobyli panowanie nad światem :) Zatem stworzyli kręgosłup najbliższy rzeczywistości, który umożliwił im dominację.
Natomiast długoterminowo stawiam na mix chrześcijaństwa i dalekowschodniego doświadczenia. Kiedyś Osho powiedział, że ludzie Wschodu nie mogą doznać oświecenia, bo chcą porzucić coś czego nie mają - ego. To Zachód rozwinął prawdziwie dojrzałe ego, doszliśmy w rozwoju umysłu znacznie dalej niż oni. To jak ze stwierdzeniem "pieniądze szczęścia nie dają" - kiedy mówi je biedak, to ja mu niespecjalnie wierzę ;)
Nawet przykład est pokazuje, że to Amerykanie najszybciej potrafili dojść do sedna. A ja w żadnym wypadku nie neguję potrzeby rozwoju intelektualnego, jestem tego dobitnym przykładem, że należy się rozwijać, być sceptycznym, używać naszego najdoskonalszego narzędzia - mózgu, aby uniknąć np. prania mózgu, jakie oferuje wielu fałszywych guru.
Wiedza wiedzą, ale to właśnie dalekowschodnie podejście pozwoliło mi na głębsze zrozumienie siebie, niż katolickie teksty. Jednak nie neguję chrześcijaństwa, podejście które reprezentuje jest mi najbliższe, jak słusznie zauważyłeś stawia w pierwszym rzędzie na miłość, co jest słuszne, bo ludzie mniej świadomi kierują się religią jak kierunkowskazem.
Skoro buddyzm głosi coś, co na chłopski rozum brzmi jak obojętność wobec świata, to jego wyznawcy są obojętni. Jeśli islam głosi pogardę wobec kobiet, to jego wyznawcy nie szanują kobiet itd. Mnie jednak już danow nie interesują zasady danej doktryny, tylko co leży w jej najgłębszych pokładach. Jej relacje z rzeczywistością, moją percepcją i myślą.
@Harnaś
OdpowiedzUsuńJeśli buddysta wyjdzie poza współczucie i zaangażuje emocje w miłość do bliźniego, to też złamie "doktrynę" (pomijam rozważania jaka ona rzeczywiście jest). No więc czemu nie. Czy musimy się trzymać dokryn? Możemy przecież mieć własną ścieżkę i ostatecznie stanąć poza mistrzami diamentowej czy innej drogi. Z należytą pokorą, of course, bo inaczej wpadamy w pułapkę.
Agent KGB albo nie rozumie istoty rzeczy albo raczej celowo dyskredytuje amerykanów. Ciekawe co mówi (3:20), bo w założniu medytacja powinna właśnie prowadzić do "samoświadomości, zdrowia, fizycznej sprawności i utrzymania kontaktu z rzeczywistością". Amerykanie są nie mniej pragmatyczni od sowietów/Rosjan i dokładnie taką właśnie wizję realizują :-) Ciekawostka - "gapienie się pępek', o którym mówi agent to praktyka z tzw. hezychazmu, mistycznego nurtu z chrześijańskiego bizancjum, którego spadkobierą jest obecna Rosja/prawosławie. Ciekawostka nr 2 - niektórzy rosyjscy mistrzowie walki ze specnazu nawiązują m.in. do mistycyzmu hezychazmu (oddychanie). Nawiązują też do praktyk taoizmu i tysiąca innych mistycznych rzeczy, do czego nie zawsze się przyznają. Czegoś w tym najwyraźniej także USSR szukał :-)
mcfly
osobiście mam problem z ..... praktyką
OdpowiedzUsuńJeżeli nasze życie to koło od narodzin do śmierci, od zapomnienia do powrotu do źródła poprzez to zapomnienie- świat materialny to wracając do pytania: " jak to zrobić praktycznie?"
Pewnie w tym kontekście autor bloga z taką (znaną mi z autopsji energią) pisał nocą ten wpis i pewnie wielu poza mną z taką energią chwytają się kolejnej "techniki" - a techniki pewnie nic nie dają poza ukierunkowaniem a wejście i tak każdy ma swoje własne - grunt żeby nie zatracić się w technikach bo zabraknie czasu- którego nie ma ;)
@mcfly
OdpowiedzUsuńNo właśnie, gość nie rozumie głębokiego aspektu rzeczy o których mówi. Cały czas się porusza w obrębie płytkich idei, które przyjmują ludzie. I wtedy ma rację, bo na tej płaszczyźnie "zło" wyrządza najwięcej szkód. Nie widzi jednak, że głęboko uduchowieni ludzie "czuwają" nad porządkiem świata i ludzkość potrzebuje duchowego rozwoju, aby tacy KGBiści nie przejęli nad nią władzy.
@Anonimowy z 13:09
Myślę, że przyjąłeś jakąś koncepcję (koło narodzin życia i śmierci), która bardziej Cię zajmuje niż doświadczanie życia ;) Szkoda na to czasu, jak będziesz głęboko żył, może te koncepcje zobaczysz i staną się czymś naturalnym, a dopóki w nie wierzysz, tracisz tylko czas i energię.
Ja już zapominam techniki est, przydały się do impulsu, który pobudził do bardziej świadomego życia i więcej żyję. Słusznie podejrzewasz, że nie masz się po tym czego spodziewać, bo nie tu leży "problem" ;)
Ciekawy człowiek jesteś dedek. Muszę chyba przejrzeć Twoje starsze wpisy.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego stwierdzenia, że 99% ludzi, gdy przeżywa nieprzyjemny stan próbuje jednej z dwóch dróg, to chyba ja należę do tego 1% populacji, którzy mają inna drogę ;), a mianowicie akceptacja tego co się stało, potraktowanie jako doświadczenia na przyszłość cokolwiek by to nie było i zaczynamy od punktu wyjścia. Od miejsca w którym się znajdujemy. Problem jest taki, że skoro ja należę do 1% to wszyscy wokół jako 99% postępują według ścieżki nr 1 lub 2 i te 99% populacji nie potrafi iść inną drogą nawet jeśli się tą drogę wskaże. No i trzeba jeszcze przeżywać przeżywanie osób trzecich ;) czyli nie przeszłość a rzeczywistą teraźniejszość i przyszłość. /dp