W sobotę byliśmy w toruńskim planetarium na seansie o podróży do krańców Wszechświata. Klimatyczna muzyczka Tangerine dream, trochę przestarzałe efekty (przypomniałem sobie, że byłem na tym seansie dobrych pare lat temu), wypite wcześniej piwko i wieczorowa pora zrobiły swoje - połowę seansu spędziłem na jawie.
W planetarium mają 2 tryby wyświetlania, jeden to coś w rodzaju projektora kinowego (i ten już trochę trąci myszką), w drugim na kopułę rzuca punktowe światełka, które bardzo realistycznie imitują nocne niebo (i wtedy zawsze włącza mi się tryb senny :) .
Moje myśli znowu powędrowały ku nieskończoności. Przy Niej wszystko staje się nicością, niewyobrażalnie wielki wszechświat redukuje się do punktu. Natrafiłem kiedyś na aplikację, która co kilka ruchów kółkiem myszki powiększała obraz 10-krotnie. Zaledwie kilka minut kręcenia wystarczy, by przy wykładniczej prędkości dotrzeć od kwarków do obrazu widzialnego Wszechświata.
Przejście z liniowego wyobrażania pojęć na wykładnicze daje ekstremalnego kopa. W czasie studiów, z nauk teoretycznych najbardziej lubiłem problemy zbieżności szeregów, ciągów, funkcji i określanie złożoności algorytmów. Przy funkcjach liczby tracą znaczenie, dzielone przez nieskończone ciągi zbiegają do zera.
W poprzednim wpisie o algorytmie (cholera dlaczego nadałem mu taki tytuł?) napisałem, że ograniczoność Wszechświata będzie się z czasem rozszerzać w związku z nowymi odkryciami. Niektórzy mogli odczytać to dosłownie: grup galaktyk jest więcej, tylko ich światło (czy inna długość fali elektromagnetycznej) jeszcze do nas nie dotarło. Spotkałem się z takimi koncepcjami i nie są niczym nadzwyczajnym, wkońcu co stulecie "poszerzamy" granice wszechświata.
Czy nasz wszechświat jest nieograniczony? Nie mam pojęcia, ale wydaje mi się, że nie. Pasuje mi koncepcja wszechświata-bąbla (zatem nieskończony, ale ograniczony) w nieskończonej zupie wszechświatów. Wszechświaty o losowych prawach fizycznych, w których wszystko jest możliwe. Także to, że istnieją identyczne wszechświaty do naszego, jak również takie, które właśnie do tego momentu "były" takie jak nasz (były, bo czas jest własnością naszego wszechświata :) identyczne z naszym, ale właśnie spadł na nas meteor i nie istniejemy. Ale i tak mają te same prawa, więc są bliźniaczo podobne. Nie ma znaczenia jak bardzo nieprawdopodobne jest istnienie naszego wszechświata, przy nieskończonej ich liczbie, mamy pewność, że wystąpi on nieskończenie wiele razy!
Wg tej koncepcji prawdopodobne jest wszystko co sobie wyobrazimy. Są wszechświaty, w których jesteśmy nieśmiertelni, zginęliśmy po narodzeniu, lub wiecznie cierpimy (nieważne jak mało są prawdopodobne, przecież większość wylosowanych wszechświatów w ogóle nie zawiera życia, tym bardziej kopii "nas"). Są wszechświaty idealne, głupie, puste albo wypełnione kefirem.
Weźmy taką liczbę PI (biorę ją, bo mogę wygooglać z niej kilkadziesiąt milionów kolejnych cyfr rozwinięcia dziesiętnego). Przyporządkowuję każdej literze polskiego alfabetu numer - dla A-1, B-2, C-3 itd. aż do Ź-32. Sprawdzam na której pozycji w liczbie PI jest napis "podtwórca", który w zapisie ma wartość: 222062628212341 . Niestety, 40 mln kolejnych cyfr nie zawiera mojego pseudo. No to skracam, skracam aż dopiero wyraz "podt" odnajduje na pozycji 30527. Kiepsko, ale to i tak nic w porównaniu z nieskończonym rozwinięciem tej liczby. Gdybym miał możliwość przeszukiwania jej w nieskończoność, znalazłbym nie tylko wyraz "podtwórca", ale i tekst, który piszę, jak i wszystkie teksty, które ludzkość wytworzyła w swojej historii, jak i mogła wytworzyć (aktualizacja: nie mam takiej pewności w przypadku PI, wytłumaczenie w komentarzach, ale i tak istnieją liczby, które te wszystkie teksty zawierają :) .
Wczoraj skończyliśmy tworzyć książkę o prehistorii. Kolejny raz uzmysłowiłem sobie, jakim pyłkiem jestem. Nawet w tym zerowym (po podzieleniu przez nieskończoność) czasie jakim jest żywot Ziemi i istnienie na niej życia, nasza historia jest prawie niczym. 4 mln lat dziejów istot homo to setki tysięcy pokoleń, które przeminęły, nim powstaliśmy my z naszą historią. Świadomość tych wielkości ukazuje w zupełnie innym świetle takie pojęcia jak Polska, Bóg czy życie.
W któreś wakacje czytałem cegłę U.Eco "Wahadło Foucaulta", w której autor bawił się koncepcjami powstałymi przez tysiąclecia, tłumaczącymi rzeczywistość na ludzkie pojmowanie. Książka wciągnęła mnie tak, że nie mogłem oderwać się aż do finału. Co tam odkrył ten przesławny erudyta, czyżby zaraz miał przedstawić jakieś kontakty druidów z zaświatami? Tymczasem Eco bezczelnie przyznał na koniec, że ważne było dla jednego z bohaterów to, że zagrał na trąbce przy pogrzebie, spojrzał w słońce i poczuł kontakt z rzeczywistością. I tylko to ma sens.
witaj dedek. lubie Twoje teksty, wydaja sie mocno osobiste i wlasnie za to je lubie:)
OdpowiedzUsuńquzyn
Czesc quzyn.
OdpowiedzUsuńTakie teksty wychodza tylko po piwku. A ostatnio roboty duzo, pic nie ma kiedy albo sie nie chce i pisze jedynie o gieldzie :]
Nie taka nieskończoność różnorodna jak ją malują... W szczególności nawet założenie istnienia nieskończonej liczby (różnych!) wszechświatów nie oznacza, że istnieje taki w którym jest coś określonego (np. my przygnieceni meteorytem).
OdpowiedzUsuńPodobnie (tym bardziej) dotyczy to liczby PI, to że jest niewymierna oznacza tylko, że nie ma cyklu, a nie że zawiera dowolny skończony podciąg :D
Np. liczbą niewymierną jest też taka o postaci 0.101001000100001000001000000100000001....
i nie wiesz czy np. PI nie przybiera właśnie takiej postaci od pewnej pozycji.
Ale temat jest ciekawy, np. w "Kontakcie" Sagana są takie rozważania, że może np. od którejś bilionowej pozycji PI jest do nas wiadomość od Boga, po angielsku. :P
Czesc nazgul.
OdpowiedzUsuńTo prawda, ze rozwiniecie PI nie jest losowym ciagiem cyfr (nawet sam kiedys wyprowadzilem ten wzor z pierwiastkami 2), wiec nie mozna z cala pewnoscia zalozyc, ze jest w niej zakodowane wszystko. Widzialem ciekawe szacowania na ktorej pozycji zaczyna sie np. ciag stu dziewiatek pod rzad itp.
Natomiast w przypadku nieskonczonej liczby wszechswiatow, to widzialbym je jak os liczb rzeczywistych, czyli istnienie wszystkich liczb niewymiernych. Ta konkretna, ktora podales oczywiscie ma uporzadkowana strukture i mamy pewnosc, ze nie znajdziemy w niej zadnego zakodowanego wg podanego wzoru komunikatu. Ale cala os liczbowa ma juz wszystko - takze liczbe, ktora do pewnego miejsca jest taka sama (0.1010010001 ..... ) a potem spada meteor (np. 6) i biegnie juz inaczej :)