Po całkiem udanym styczniu na parkiecie (zamiast spadających akcji, kupiłem certyfikaty na metale szlachetne), postanowiłem poszaleć w lutym. Założyłem, że czas na korektę: złoto powinno polecieć trochę w dół, złoty się umocnić a akcje odbić po niemal całomiesięcznych spadkach. Taktyka częściowo sprawdziła się - krótko po sprzedaniu metali, ich cena spadła o kilka procent (z ok. 59 na 55), akcje (kupiłem KGHM, PKO i PKN) rosły, ale we wtorek sytuacja się odwróciła. Stany spikowały w dół i straciłem połowę zysku z metali. W dodatku nie zamknąłem pozycji i dziś dalej traciłem a patrząc na S&P500, jutro będę szczęśliwy, jeśli wyjdę na 0. Pomijam fakt, że certyfikaty mógłbym już dziś sprzedać po prawie 61 zł :)
Nie da się przewidzieć zachowania rynku, ale kolejny raz złapałem się na tym samym: zamiast siedzieć na zarabiającej od kilku miesięcy pozycji i nie ciąć zysku, przeskakuję na spadające walory z nadzieją na gwałtowną korektę. Tyle, że jeśli akcje są w trendzie spadającym, zasada "tnij straty, nie zyski" wygląda zupełnie inaczej - "realizuj zysk, ustaw się z kupnem niżej". Popełniłem kardynalny błąd zapominając o niej, patrząc jak zysk zamienia się po 3 dniach spadków w stratę.
Mimo wszystko jestem zadowolony z lekcji. Za bardzo pewny byłem wzrostów do ok. 1700 pkt na Wig20. Spekulacje krótkoterminowe pod odbicie zdecydowanie mi nie wychodzą, dlatego przerzuciłem część środków na małe i średnie, mocno przecenione spółki i zapominam o nich na 2-4 lata. Jeśli nie zbankrutują, przyniosą kiedyś sowity zysk. Nie ma dla mnie znaczenia, czy akcja, która w 2007 roku kosztowała 15 zł, kupiona dziś po 1.50 zł, stanieje jeszcze o 50%, czy podrośnie o 50%. W perspektywie lat statystycznie większość z tych pozycji powinna dać dużo więcej.
Gra na giełdzie daje mi wiele informacji o moim charakterze. Prowadzenie biznesu wiąże się z planowaniem i osiąganiem celów. Nie jestem jednak w stanie rozliczyć się obiektywnie z jakości realizacji celu: niby większość punktów osiągnięta, ale zawsze czegoś brakuje. W trakcie pracy dochodzą nieprzewidziane działania, niektóre planowane elementy się dezaktualizują - jak to w życiu. Na giełdzie jest zupełnie inaczej - tutaj albo zarabiasz, albo tracisz. Ocena jest bardzo prosta i mierzalna. Zmarnowałem niezły początek roku i zaczynam (z pieniędzmi) od nowa. Teraz muszę utrwalić poprawne nawyki:
1. Nie zmieniaj strategii.
2. Nie sugeruj się komentarzami innych graczy (w poniedziałek pod wpływem jednego z komentarzy zrealizowałem bezsensowną stratę, po czym za parę godzin odkupiłem akcje wyżej..).
3. Strategia na bessę: jak akcje rosną (korekta), ustaw dość wysoko zlecenie sprzedaży i jeśli uda się zrealizować zysk, ustaw się niżej, żeby odkupić. Ilekroć stosowałem tą zasadę, osiągałem przyzwoite zyski, a w razie powrotu do spadków, zdążyłem sprzedać z niewielką stratą. Zupełnie nie sprawdza mi się trzymanie akcji ze stop lossem - żeby udało się zarobić (przesuwając stop loss w górę), trzeba by "łapać nóż" na samym dole. Próbując ostatnio zastosować zasadę "tnij straty, nie zyski", zamiast zrealizować 10% zysku, wyleciałem na 10% stop loss. Bessa to bessa, przez 2/3 sesji walory spadają, nim zdążę się połapać, że jest korekta, mija kolejne 15% czasu i zostają te 1-3 dni, kiedy można zarobić.
Największa wartość z grania na giełdzie, wiąże się z opanowaniem emocji, otrzymywaniu na bieżąco obiektywnej oceny podejmowanych decyzji i nabieraniu dystansu do własnych działań. Całe szczęśćie nie mam doświadczenia z grą w czasie hossy, bo w tej bessie bym chyba wszystko stracił.
Ostatnio mam niewiele czasu na analizowanie rynków, bo kończę wymagający projekt. Widzę teraz, że wejście na giełdę było częściowo odskocznią od "twórczego doła". Zrobiliśmy ze wspólnikiem "grę życia", kawał solidnej pracy, z której naprawdę jestem dumny. Niestety z powodu sytuacji rynkowej, zamawiający odłożył ją na półkę. Świadomość, że prawie roczna (przyzwoicie opłacona) praca może pójść do szuflady, podłamała mnie trochę. Ale ostatnio usłyszałem, że chyba coś się kroi, więc siły twórcze wróciły.
Zatem kończę teraz projekt ciągnący się od jesieni 2007 (ten wymyśliliśmy sami, więc za bardzo polecieliśmy z pomysłami i dopiero zaczynamy widzieć koniec, ale stanę na głowie, żeby świat się o nim dowiedział). A potem chwila wytchnienia i zagłębiam się w internet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
W ramach eksperymentu wyłączam moderację komentarzy.
Zasady komentowania:
- żadnego spamu i reklam (także linków do serwisów w nazwie użytkownika),
- komentarze obraźliwe będą usuwane,
- proszę o zachowanie kultury i brak kłótni; różnice zdań należy wyrażać poprzez dyskusję wspartą argumentami.
Podtwórca