Po każdej udanej serii zagrań na pochodnych, kiedy rynek idzie bez zająknięcia w jednym kierunku, przychodzi otrzeźwienie w postaci ruchu bocznego. Mówię sobie wtedy "no easy money here", żeby mentalnie przygotować się na ciężki okres. Przez ostatnie lata niewiele to dawało, bo po każdym boczniaku dawałem sobie spokój z pochodnymi, po tym jak próbując grać na kontynuację trendu oddawałem wcześniejsze zyski. Wystarczyło co prawda zmniejszyć wielkość pozycji i rozszerzyć widełki SL, ale strach przed ucieczką "wielkich" zysków sprawiał, że robiłem odwrotnie - im mniejszy potencjalnie zakres ruchu, tym otwierałem większą pozycję, żeby zarobić tyle, co w trendzie. Kończyło się na wypadnięciu na drugiej bandzie z odpowiednio dużą stratą. Dużo czasu i zjedzonych zysków kosztowało mnie zrozumienie tego błędu..
W nieco innej skali podobny schemat przebiega na akcjach. Kupujemy je w hossie, żeby zarobić 50-100-1000%, ale przez większość czasu bujamy się z marginalnymi zyskami lub stratami. Dopiero przeskok na wyższy pułap powoduje, że zysk staje się "bezpieczny", jednak kolejne miesiące balansowania na tym poziomie i często pozorne zejścia na poprzedni sprawiają, że sprzedajemy w przysłowiowym dołku. Przez to nawet w hossie nie jesteśmy w stanie pobić rynku. Co gorsza gdy przychodzi bessa zadziwiająco wielu inwestorów zmienia taktykę na buy&hold. Dlaczego? Ponieważ szczyt prawie zawsze jest budowany mozolnym boczniakiem. Nawet jeśli kończy się euforycznym wystrzałem i równie szybkim odpadnięciem, to rynek konsoliduje się dając złudzenie, że zaraz zaatakuje ponownie. Inwestor mówi sobie - tym razem mnie nie przerobią, tym razem nie oddam w dołku. Potem jak cena schodzi na niższy pułap, chce już tylko oddać bez straty, a co potem to już można sobie sprawdzić na różnych grafikach z wykresami euforii-paniki, ale to na razie temat odległy od aktualnej sytuacji na akcjach (za to bliski posiadaczom metali szlachetnych - tym tematem zajmę się w innym artykule).
Na razie próbuję ustrzelić początek fazy bocznej na wykresach akcji. Przywołajmy wykres bazowy SWIG80:
Przez blisko rok pisałem, że sprzedam akcje przy 15000 na SWIG80. Sprzedałem trochę wcześniej, ale generalnie zrealizowałem plan. Niepewny listopad i słaby póki co grudzień skłoniły mnie do oznaczenia końca fazy wzrostowej w październiku. Nie oznacza to końca hossy - wg interpretacji rynek wszedł w fazę boczną, która może potrwać wiele miesięcy. Gdyby w grudniu została wyrysowana biała świeca, musiałbym zmienić oznaczenie i faza wzrostu trwałaby dalej, łącznie co najmniej 8 miesięcy. Jednak na razie wygląda na to, że posiadacze akcji będą przeżywać dramaty, jakie były moim udziałem na kontraktach - jak tylko sprzedadzą akcje, te zaraz odbiją, ale gdy je odkupią, żeby nie przegapić nowego szczytu, akcje znowu opadną na wsparcia. No easy money here. Jak ktoś kupuje dołki i sprzedaje górki będzie miał wiele okazji do zarobku, ale biada mu, jeśli zacznie się trend spadkowy - wtedy potrafi urwać łapki i jeśli nie lubi brać strat, to wpadnie w emocjonalny kocioł euforii-paniki.
Ankieta (dziękuję za oddane głosy) miała na celu uprawdopodobnić postawioną tezę. Obejrzyjmy wyniki:
Nie widać miażdżącej przewagi byków. Trzeba jednak wziąć pod poprawkę, że mamy już ponad 2 tygodnie spadków na giełdzie. Jeśli giełdy weszły w trend boczny i jesteśmy w fazie budowania szczytu, euforie będą pojawiać się przy wzrostach, a zniechęcenie przy spadkach, więc możemy mieć do czynienia z tym drugim przypadkiem. Popatrzmy na wyniki sprzed roku:
(uwaga - wyniki z lipca 2012)
Wtedy zaledwie 13% inwestorów wierzyło w hossę, dziś tylko 8% chce zarobić na bessie, o 1/3 spadła liczba oszczędzających poza giełdą. To dla mnie kolejne argumenty za ruchem bocznym.
Co praktycznego z tego wynika?
- Po pierwsze nie analizuję już fundamentów i raportów spółek, bo w ruchu bocznym liczy się technika. Trzeba wyczytać z wykresu skąd ewakuują się fundusze lub insiderzy.
- Ruch boczny po ruchu wzrostowym nie musi zakończyć się bessą (przypadek z 2005 roku).
Uważam jednak, że taki wariant jest mało prawdopodobny. Biorąc pod uwagę ostatnie szaleństwa na IPO, cykl DM/EM i spodziewane osłabienie rynków wschodzących względem rozwiniętych oraz ten wpis:
http://solarcycles.net/2013/12/13/equities-bear-market-coming/
akcje są w przededniu bessy (a możliwe, że szczyt hossy był w listopadzie).
W takich momentach patrzę również na liderów hossy:
W przypadku tuzów z MWIG40 nie można mówić o zmianie trendu. Na razie widać tylko korekty. Co innego analizowany tutaj Apple:
Kurs wygląda książkowo i aż się prosi o kolejną falę spadkową w okolice 300$. Nie mam akcji Apple i nie zamierzam na nich grać, jednak ciężar tej spółki (chyba nadal największa kapitalizacja na świecie) powinien mieć wpływ na NASDAQ i obrazować sentyment do branży.
Na koniec pro-forma wstawiam WIG20USD. Nic 2 razy się nie zdarza, wątpliwe, żeby indeks wyrysował od szczytu w 2007 roku bliźniaczo podobną strukturę jak w latach 1994-2003:
Nie było mnie niestety na rynku w 2001 roku, ciekaw jestem jakie były nadzieje i lęki uczestników.
Blog o inwestowaniu, grze na giełdzie, rozwoju osobistym, przemyślenia na temat egzystencji, poszerzanie świadomości. Czasem trochę o żarciu i bieganiu - życie :) Napisz do mnie: deedees małpa o2 kropcia pl
Strony
▼
poniedziałek, 16 grudnia 2013
piątek, 13 grudnia 2013
Ankieta u progu
W lipcu zeszłego roku umieściłem ankietę, która skutecznie "przewidziała" hossę ( http://podtworca.blogspot.com/2012/07/czas-kupowac-akcje-bo-do-konca-roku.html ) . Dziś zapraszam Was do udziału w kolejnej ankiecie:
Zostało niespełna kilka sesji do rozstrzygnięcia czy październikowa prognoza (WIG20 poniżej 2400) się spełni. Tradycyjnie po zebraniu ponad 100 głosów umieszczę swoje przemyślenia na temat giełd oraz prognozy.
Zostało niespełna kilka sesji do rozstrzygnięcia czy październikowa prognoza (WIG20 poniżej 2400) się spełni. Tradycyjnie po zebraniu ponad 100 głosów umieszczę swoje przemyślenia na temat giełd oraz prognozy.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Powrót do kruszców
Gdy w 2008 roku wciągnęła mnie tematyka inwestycyjna z giełdą na czele, zacząłem również interesować się towarami i metalami szlachetnymi. "Inwestowałem" wtedy nie tylko w certyfikaty towarowe Raiffeisena, ale od 2009 roku zacząłem kupować srebrne sztabki, monety, medale z kolejkami i autami. Zamierzałem trzymać je "do emerytury" jako zabezpieczenie przed niestabilnością polskiej waluty i inflacji wpisanej z zasady w model pieniądza fiat. Jednak w czasie szalonych wzrostów z 2011 roku, gdy kolekcja podrożała o 100%, żyłka spekulanta przeważyła i spieniężyłem kruszce.
Od tamtego czasu kruszce mnie nie interesowały, szczególnie że wklejałem na blog kilka razy długoterminowe wykresy towarów i nie dawałem im szans na kontynuację hossy. Uważam również, że długoterminowo, wraz z rozwojem inżynierii materiałowej złoto i srebro będą coraz silniej odstawać od giełd. Dziś przeczytałem, że Polacy sprzedają już grafen. Zwykły, powszechnie występujący w przyrodzie węgiel ma niezliczone zastosowania, jest głównym składnikiem paliw, tworzy najtwardsze struktury na Ziemi (diament), a wynalazki oparte o fulereny i grafen rozpalają dopiero wyobraźnię. Gdy jakiś towar znacząco drożeje, skumulowana w laboratoriach, przedsiębiorstwach i uczelniach wiedza pozwala stworzyć tani i często lepszy zamiennik (np. światłowody).
Nie przekonują mnie argumenty, dla których 31-gramowa złota blaszka ma kosztować wielokrotność zaawansowanych urządzeń, realnie wpływających na życie człowieka. Za równowartość uncji złota można dziś kupić pralkę, lodówkę, kuchenkę i komputer osobisty - rarytasy nieosiągalne dla przeciętnego Polaka sprzed 30 lat.
Z drugiej strony - nic nie jest trwałe, także postęp technologiczny. Najbardziej zaawansowane cywilizacje z czasem przejadają swoje osiągnięcia (Europa) lub niewielka grupka kumuluje prawie całe bogactwo narodu (USA), nie mówiąc o tym, że większość ludzi żyje w państwach o nieefektywnych i skorumpowanych (Rosja, Indie, Chiny itd.). Polska jak zawsze egzystuje na granicy tych systemów - straciliśmy niepodległość jako kraj rządzony przez oligarchów, potem byliśmy niewolnikami pod azjatyckim butem, teraz biurokratyczna machina korumpowana przez zachodnie koncerny i rządzące Polską dziadostwo blokuje przedsiębiorczość. Gospodarka po prostu fluktuje i zakładanie, że zawsze będzie lepiej, jest naiwnością. Historia pokazuje, że reset dowolnego systemu nie jest niczym nadzwyczajnym - mury dalej stoją, zboże dalej rośnie, życie się toczy po staremu, choć trochę inaczej, gdy rozwadniają się ludziom oszczędności lub państwo nacjonalizuje im majątek.
Na takie właśnie okoliczności warto trochę kruszców posiadać, dlatego zacząłem znowu je kupować. Skusiła mnie cena, która wróciła do poziomów sprzed nagłej eksplozji. Myślę, że będzie jeszcze taniej - 45 PLN za uncję niejednego inwestora przyprawiłoby o palpitację serca, ale tak również wychodzi z wykresów:
Dla mnie osobiście im niższa będzie cena, tym lepiej, powrót do trendu wzrostowego jest ostatnią rzeczą jakiej bym chciał, ponieważ zamierzam co jakiś czas dobierać monety i sztabki. Jeśli będzie za drogo w stosunku do innych przedmiotów czy aktywów, to po prostu ich nie kupię.
Od tamtego czasu kruszce mnie nie interesowały, szczególnie że wklejałem na blog kilka razy długoterminowe wykresy towarów i nie dawałem im szans na kontynuację hossy. Uważam również, że długoterminowo, wraz z rozwojem inżynierii materiałowej złoto i srebro będą coraz silniej odstawać od giełd. Dziś przeczytałem, że Polacy sprzedają już grafen. Zwykły, powszechnie występujący w przyrodzie węgiel ma niezliczone zastosowania, jest głównym składnikiem paliw, tworzy najtwardsze struktury na Ziemi (diament), a wynalazki oparte o fulereny i grafen rozpalają dopiero wyobraźnię. Gdy jakiś towar znacząco drożeje, skumulowana w laboratoriach, przedsiębiorstwach i uczelniach wiedza pozwala stworzyć tani i często lepszy zamiennik (np. światłowody).
Nie przekonują mnie argumenty, dla których 31-gramowa złota blaszka ma kosztować wielokrotność zaawansowanych urządzeń, realnie wpływających na życie człowieka. Za równowartość uncji złota można dziś kupić pralkę, lodówkę, kuchenkę i komputer osobisty - rarytasy nieosiągalne dla przeciętnego Polaka sprzed 30 lat.
Z drugiej strony - nic nie jest trwałe, także postęp technologiczny. Najbardziej zaawansowane cywilizacje z czasem przejadają swoje osiągnięcia (Europa) lub niewielka grupka kumuluje prawie całe bogactwo narodu (USA), nie mówiąc o tym, że większość ludzi żyje w państwach o nieefektywnych i skorumpowanych (Rosja, Indie, Chiny itd.). Polska jak zawsze egzystuje na granicy tych systemów - straciliśmy niepodległość jako kraj rządzony przez oligarchów, potem byliśmy niewolnikami pod azjatyckim butem, teraz biurokratyczna machina korumpowana przez zachodnie koncerny i rządzące Polską dziadostwo blokuje przedsiębiorczość. Gospodarka po prostu fluktuje i zakładanie, że zawsze będzie lepiej, jest naiwnością. Historia pokazuje, że reset dowolnego systemu nie jest niczym nadzwyczajnym - mury dalej stoją, zboże dalej rośnie, życie się toczy po staremu, choć trochę inaczej, gdy rozwadniają się ludziom oszczędności lub państwo nacjonalizuje im majątek.
Na takie właśnie okoliczności warto trochę kruszców posiadać, dlatego zacząłem znowu je kupować. Skusiła mnie cena, która wróciła do poziomów sprzed nagłej eksplozji. Myślę, że będzie jeszcze taniej - 45 PLN za uncję niejednego inwestora przyprawiłoby o palpitację serca, ale tak również wychodzi z wykresów:
Dla mnie osobiście im niższa będzie cena, tym lepiej, powrót do trendu wzrostowego jest ostatnią rzeczą jakiej bym chciał, ponieważ zamierzam co jakiś czas dobierać monety i sztabki. Jeśli będzie za drogo w stosunku do innych przedmiotów czy aktywów, to po prostu ich nie kupię.
piątek, 6 grudnia 2013
Ebook wart uwagi
Dziś bloger Albert Rokicki (longterm.pl) oferuje swój e-book INWESTUJ LONGTERM za darmo, jeśli zalajkujesz jego profil na FB lub zasubskrybujesz kanał YT. Choć moje podejście inwestycyjne różni się od jego (bardziej opieram się na cyklach gospodarczych i AT), niewątpliwie muszę podszkolić się z analizy fundamentalnej, dlatego skorzystałem z promocji i pobrałem e-booka.
Ostatni rok pokazał, że należało kupić i trzymać porządne spółki i nie kasować zysków, nawet gdy rynek wyceniał je drogo. Z perspektywy czasu widzę, że błędem było trzymanie przeze mnie spółek fundamentalnych i aktywnych na jednym koncie, które dodatkowo wykorzystywałem do gry na kontraktach. Stare konto maklerskie w mBanku dało mi blisko 1/3 zysków, choć trzymałem tam 5 razy mniej kapitału. Dlaczego? Bo nie chciało mi się tam logować przy byle wahnięciu cen. Grając na kontraktach gapiłem się za często w notowania akcji i niepotrzebnie redukowałem pakiety albo ucinałem małe zyski wbrew założeniom. W oczekiwaniu na kolejną hossę, złożyłem wniosek o nowe konto z niskimi prowizjami, które będzie służyć tylko do długoterminowych inwestycji, a trzymane na nim spółki wylecą z notowań.
Ostatni rok pokazał, że należało kupić i trzymać porządne spółki i nie kasować zysków, nawet gdy rynek wyceniał je drogo. Z perspektywy czasu widzę, że błędem było trzymanie przeze mnie spółek fundamentalnych i aktywnych na jednym koncie, które dodatkowo wykorzystywałem do gry na kontraktach. Stare konto maklerskie w mBanku dało mi blisko 1/3 zysków, choć trzymałem tam 5 razy mniej kapitału. Dlaczego? Bo nie chciało mi się tam logować przy byle wahnięciu cen. Grając na kontraktach gapiłem się za często w notowania akcji i niepotrzebnie redukowałem pakiety albo ucinałem małe zyski wbrew założeniom. W oczekiwaniu na kolejną hossę, złożyłem wniosek o nowe konto z niskimi prowizjami, które będzie służyć tylko do długoterminowych inwestycji, a trzymane na nim spółki wylecą z notowań.